Mama wyłączyła mi budzik. Byłem wściekły

2021-07-18 12:36:00(ost. akt: 2021-07-16 07:36:16)

Autor zdjęcia: arch. Bartłomiej Kubkowski

Bartek Kubkowski „Foka” to młody pływak z Giżycka, który swoją przygodę z pływaniem rozpoczął jako mały chłopiec w Klubie Medyk, a kontynuował w Szkole Mistrzostwa Sportowego we Wrocławiu. Dziś jest dyrektorem krajowym polskiej firmy S’ouvre i sportowcem, który stoi przed wielkim wyzwaniem. Zamierza pokonać wpław Bałtyk. Trasę 170 km ze Szwecji do Kołobrzegu chce przepłynąć o własnych siłach w ciągu 60 godzin w lipcu 2022 roku.
Od małego mówią na Ciebie Foka? Kto Cię tak „ochrzcił”?
– Nazwali mnie tak koledzy z klubu pływackiego w Giżycku. Kiedyś byłem małym, grubym chłopczykiem. Pewnego razu na treningu graliśmy w piłkę wodną, a ja zamiast odbijać piłkę rękoma, odbiłem ją kilka razy nosem. Jeden ze starszych kolegów nazwał mnie foką i tak zostało do dziś. Nawet nauczyciele w szkole tak się do mnie zwracali.

Pływasz od dziecka. Trening, szkoła, trening. I tak codziennie przez wiele lat z przerwami na zawody. Presja rodziny czy sam chciałeś?
– Tak naprawdę całe moje życie kręci się wokół sportu. Wcześniej trenowałem sztuki walki, zanim na dobre wpadłem do basenu. Jednak nigdy, przenigdy przez całą swoją karierę pływacką rodzice mnie nie zmuszali ani do jednego treningu wręcz przeciwnie. Jak byłem zmęczony, przetrenowany i po prostu nie dawałem rady, to nalegali, żebym odpoczął, położył się, pospał. Kiedyś mama wyłączyła mi budzik i nie poszedłem na trening. Powiedziała, że jestem zmęczony i mam odpocząć. Byłem wściekły. Miałem 11 czy 12 lat i pływanie sprawiało mi ogromną radość. To pasja i całe moje życie. A rodzice nigdy mnie do niczego nie zmuszali. We wszystkim mnie wspierali i tak jest do dziś. Za to jestem im bardzo wdzięczny.

Fot. arch. Bartłomiej Kubkowski

Z Giżycka wyjechałeś do Szkoły Mistrzostwa Sportowego we Wrocławiu, teraz pracujesz w Trójmieście. Często bywasz w rodzinnym domu?
– W wieku 16 lat wyjechałem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego we Wrocławiu, gdzie spędziłem chyba najlepsze 4 lata mojego życia. Bardzo dobrze to wspominam. Trenowałem w klubie Śląsk Wrocław. Dzisiaj trenuję i pracuję w Trójmieście. Moja praca tak naprawdę opiera się głównie na pracy online, więc mogę to robić z każdego miejsca na świecie. Jest to dla mnie bardzo dużo ułatwienie. Mogę pogodzić pracę z treningami i spokojnie przygotowywać się do przepłynięcia Bałtyku. W rodzinnym domu staram się być przynajmniej raz na dwa miesiące. Czasami uda mi się rodziców zaskoczyć, zrobić małą niespodziankę i przyjechać do Giżycka. Ostatnio rodzice byli u mnie w Gdańsku, więc spędziliśmy razem czas. Myślę też, że niebawem wybiorę się na Mazury, do domu.

Fot. arch. Bartłomiej Kubkowski

Twoje największe sukcesy na basenie…
– Zdobyłem ponad 40 medali mistrzostw Polski. Tak naprawdę każdy medal dla mnie jest ważny z mistrzostw Polski, pucharu Europy czy świata. Każdy wynik, w którym się poprawiałem, zrobiłem progres. Przełomowe były dla mnie mistrzostwa kraju 15-latków, na których zdobyłem pięć medali mistrzostw Polski, z czego cztery złote, jeden srebrny. Wtedy wszedłem do świata pływackiego. Ja, chłopak z Giżycka. Naprawdę uwierzyłem w siebie. Trenowałem u Piotra Gieczewskiego którego do dzisiaj bardzo dobrze wspominam i mamy ze sobą dobry kontakt. To był taki przełom, jeden z moich pierwszych większych sukcesów.

Porażki?
– A jeżeli chodzi o porażki, to było ich bardzo dużo i wydaje mi się, że 70 - 80% moich startów, to były porażki. Wszyscy widzą moje wyniki już jako sukces, a większość tego, co robiłem i co dzisiaj robię w swoim życiu jest oparte o porażki. Nie jestem ekspertem w doradzaniu ludziom, ale warto się nie poddawać. Warto ciężko pracować i zdać sobie sprawę z tego, że porażki są elementem najważniejszym w osiągnięciu sukcesu. Porażki to największa część mojego sportowego życia.

Tęsknisz za zawodami, adrenaliną, rywalizacją?
Jak najbardziej. Dlatego wróciłem do sportu, z którego w pewnym momencie musiałem zrezygnować głównie ze względu na finanse. Za 455 zł stypendium sportowego nie da się przetrwać. Rodzice i tak długo mnie utrzymywali. Znalazłem dobrą pracę, zacząłem zarabiać pieniądze. Szukałem tej adrenaliny i rywalizacji. Przez dwa lata trenowałem brazylijskie sztuki walki. Bardzo mi się to podobało. Jednak wróciłem do wody, bo zdecydowanie tutaj czuję się najlepiej. Czuję, że jestem w domu i tu muszę się realizować.

Fot. arch. Bartłomiej Kubkowski

Basen, jeziora, morze. Gdzie najlepiej Ci się pływa?
– Basen to jest miejsce, w którym jest bardzo spokojnie, jest ciepło, zawsze można się zatrzymać i nie czuć tu strachu. Bardzo lubię morze, bo nie czuję się tam komfortowo. Wiem, że dzisiaj sukces jest oparty głównie o miejsca, w których nie czujemy się komfortowo, jest zimno i chce się je jak najszybciej opuścić. Mam bardzo dużo szacunek do wody. W morzu czuję się trochę tak, jakbym nie był u siebie i jest to dla mnie ogromne wyzwanie. Morze sprawia mi bardzo dużo radości i wyzwala adrenalinę. Zupełnie inaczej trenuje się w basenie niż na jeziorach czy w morzu.

Wielcy sportowcy często idą w trenerkę, otwierają szkółki pływackie, pasję zamieniają w pracę. A Ty poszedłeś w marketing?
– Kiedy skończyłem z wyczynowym sportem, to otworzyliśmy razem z przyjaciółmi, byłymi zawodnikami i rodzicami szkółkę pływacką Swimland Olsztyn, która do dzisiaj pod okiem świetnych trenerów rozwija się. Trenują tam wspaniali zawodnicy, którzy odnoszą duże sukcesy. Doskonałą atmosferę tworzą rodzice. Naprawdę jestem dumny, że byłem na początku częścią tego przedsięwzięcia. Początkowo chciałem zająć się trenowaniem dzieci i młodzieży. No, ale tak się potoczyło moje życie, że poszedłem w marketing. Szybko okazało się, że to jest miejsce, w którym mogę się rozwijać i chcę to robić, więc zostałem w marketingu.

Masz czas na swoją pasję z dzieciństwa?
– Zawsze uwielbiałem sztuki walki, które sprawiały mi najwięcej radości. Jeszcze w szkole biliśmy się z chłopakami przy każdej okazji. Trenowaliśmy na przerwach, na podwórku. Uwielbiam brazylijskie Jiu jitsu w klubie Kaiser Sport. Wrzucam sobie sztuki walki jako trening ogólnorozwojowy do pływania. I jak najbardziej mogę się w tym spełniać. Lubię też oglądać sztuki walki na ringu. UFC i KSW to dwie federacje sztuk walki, które śledzę od lat. Jest to bardzo fajny sport, który zawsze był i będzie w moim życiu.

Jako piętnastolatek przepłynąłeś Niegocin, potem cztery inne jeziora, a teraz planujesz pokonać Bałyk. Skąd ten pomysł?
W mojej głowie zrodził się wiele lat temu. Wielokrotnie sprawdzałem trasę na mapach również satelitarnych, liczyłem kilometry w linii prostej. Robiłem kalkulacje, obliczenia. Długo się do tego przygotowywałem. Dodatkową motywacją jest fakt, że jeszcze nikt tego nie dokonał i to mnie nakręca do pracy i daje bardzo dużą energię. Mogę stać się pierwszym człowiekiem na świecie, który przepłynie wpław Bałtyk pokonując 170 km w 60 godzin. Chciałem to zrobić, ale nie wiedziałem kiedy. Nie miałem pieniędzy, sponsorów, sztabu. Ale udało się. Mam fantastycznych sponsorów, fajne i profesjonalne wsparcie i tak naprawdę wiem, że jestem w stanie teraz skupić się na treningach i pracy. Mam spokojną głowę.

Fot. arch. Bartłomiej Kubkowski

Po co to robisz?
– Współpracuję z fundacją Cancer Fighters, która pomaga dzieciom chorym na raka. To są prawdziwi wojownicy. Jestem od dwóch lat wolontariuszem fundacji więc onkologia dziecięca jest mi znana. Chcę pokazać, że mój wyczyn to nic w porównaniu z codzienną walką, jaką muszą stoczyć podopieczni fundacji. To jest choroba, którą tak naprawdę przechodzi cała rodzina. Dlatego uruchomiliśmy zbiórkę funduszy. Chcemy zbierać pieniądze dla tych dzieci i chcemy zwrócić uwagę na ich problemy. Inni powinni nauczyć się doceniać to, co mają, a przede wszystkim swoje zdrowie. Zawsze marzyłem, by otaczać się wyjątkowymi ludźmi, wspaniałymi przyjaciółmi, cudowną dziewczyną i kochającą rodziną, więc tak naprawdę już spełniam swoje marzenia. Przepłynięcie wpław Bałtyku to tylko dodatkowy element do pełni szczęścia.

Co na to Twoja dziewczyna?
– Ania - podobnie jak rodzice - jest przerażona. Jednak wspiera mnie cały czas i motywuje do pracy. Jest przy mnie zawsze, kiedy tego potrzebuję i to daje mi siłę. Obiecała, że będzie ze mną na starcie i na mecie. Jest całym sercem za mną, więc bardzo się z tego cieszę.

Fot. arch. Bartłomiej Kubkowski

Kiedy zamierzasz zwolnić managera? Żartuję. Jest nim twój tata Tomasz od ponad 20 lat? Jak się spisuje?
– Człowiek rakieta. Jest zawsze i wszędzie, gdy go potrzebuję. Nie wyobrażam sobie w ogóle innej osoby jako mojego managera. Tata jest ze mną od małego i zawsze na niego mogę liczyć, zadzwonić w środku nocy i on jest. Nasza współpraca będzie trwała do końca mojej sportowej kariery, do końca życia. Tata jest super. Jest najlepszym ojcem i managerem, jakiego tylko mogłem mieć.

Czym jeszcze nas zaskoczysz?
– Mam mnóstwo pomysłów sportowych i biznesowych. Jeszcze nie mogę zdradzać ze względu na to, że chcę zrobić tą najważniejszą rzecz czyli przepłynąć Bałtyk. Na kolejne projekty przyjdzie czas. Dziś chcę się skupić na treningach i przygotowaniach do zrealizowania mojego autorskiego projektu o nazwie ULTRA BALTIC SWIM.
Dziękuję za rozmowę i powodzenia!
Renata Szczepanik




2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5