Dominik Kaźmierczak: Ta miłość pozwala odlecieć...

2020-03-27 18:00:00(ost. akt: 2020-03-28 08:34:43)
Spędziłem w powietrzu już tyle godzin, a widok ciągle mnie powala. Znam wiele odsłon naszego miasta. Każda pora roku jest inna, wyjątkowa. Położenie Giżycka także jest obłędne. Zdjęcia nie oddadzą tego, co własne oczy ujrzą - twierdzi Dominik Kaźmierczak (Motolotnie mazury).
- Pamiętasz kiedy pierwszy raz wzbiłeś się w górę motolotnią?
- Pamiętam. Byłem już stary, jak na takie zabawy, było to dziesięć lat temu. Wcześniej panicznie bałem się lotów, czyli robiłem to, co teraz niektórzy moi pasażerowie - wyobrażałem sobie najgorsze scenariusze. Kiedy kolega Zbyszek z Górowa Iławeckiego wziął mnie na prawie godzinną podróż, zakochałem się w lataniu i już rok później byłem na kursie tuż przed egzaminem państwowym. Dziękuję, Zbychu, raz jeszcze!

- Co sprawiło, że latasz regularnie i poniekąd zrobiłeś z tej pasji źródło zarobku?
- Przyczyną regularności lotów jest głównie miłość do tego sportu. Żeby być dobrym pilotem, trzeba to bezwzględnie kochać, inaczej może to się stać niebezpieczne. W typowo "lotnych" miesiącach wykorzystuję czas na loty właściwie maksymalnie. Nawet, gdy nie mam pasażerów, latam sam, ćwiczę pewne ważne elementy, zwiedzam mazurskie pola z innej perspektywy (np. loty koszące - niskie). Jest to jedno z moich trzech zajęć (prac) w życiu i nie ukrywam, że sezon jest niestety zbyt krótki, żeby żyć tylko z lotów. Pytałaś w sumie co sprawiło, że latam regularnie i łączę pasję z pracą... Chyba to, co każdy przedsiębiorca, chcący być na swoim. Chodziłem dużo (nadal chodzę) wokół tego, poświęciłem wiele czasu na promocję i udało mi się zrobić to tak, że ludzie są zadowoleni, wracają do mnie i polecają innym. To bardzo ważne.

- Jesteś w stanie oszacować, ile osób latało już z Tobą motolotnią?
- Od 2014 roku mam nowe skrzydło, które ma prowadzoną ewidencję liczby startów. Na tę chwilę moja motolotnia wykonała ich prawie 2,5 tysiąca, a składają się na to loty solo, loty z pasażerami, loty szkolne. Większość z nich to na pewno loty z pasażerami. Wcześniejszego półtora roku nie pamiętam, mówiąc szczerze.

- Słyszałam, że to przeżycie nie do zapomnienia. Faktycznie tak jest?
- Hmm... Sam mam nalot ponad tysiąc godzin na motolotni i za każdym razem przeżywam to tak samo emocjonalnie, jak na początku mojej kariery lotniczej. Zachęcam do poczytania opinii na naszym Facebooku (Motolotnie Mazury) osób, które odbyły lot i chyba wszystko będzie jasne...

- Są osoby, które latają z Tobą regularnie?
- Tak, to bardzo miłe, że wracają! Generalnie wiąże się to z chęcią zobaczenia okolicy podczas różnych pór roku. Chęci zmieniają w czyn.

- Nie mogę pominąć tego pytania - zbliża się sezon na loty, a koronawirus krąży... Wpłynie to na Twoją działalność?
- Dobre pytanie. Jesteśmy w naprawdę ciężkiej sytuacji nie tylko w kraju, jak wiadomo, ale i na świecie. Boję się konsekwencji rozwoju wirusa. Jeśli nawet poradzimy sobie z tym, to czy krach gospodarczy nie wpłynie na to, co przed nami? Mam pewne obawy o turystykę, ale zobaczymy... Może jeśli uda nam się wygrać te walkę, to turyści z naszego kraju wybiorą właśnie Polskę zamiast wyjazdów za granicę? To byłoby zresztą bardziej logiczne, aby pozostać tu i zwiedzić na przykład Mazury.

- Wróćmy na ziemię. Lądujesz i... idziesz na scenę.
- Do tej pory tak było, wieczorami wszystko było "na styk". Kończę loty, wstawiam sprzęt do hangaru, pędzę do domu, biorę prysznic i na scenę, gdzie już przeważnie czeka na mnie gotowy band lub już gra pierwszy set (bardzo dziękuję wam za wyrozumiałość - bo takowa jest i jest bardzo ważna dla dobrych relacji).

- Grasz, śpiewasz, stoisz na scenie i myślisz sobie...
- Myślę, czy prognozy na jutro rzeczywiście utrzymają się, czy będę musiał odwoływać loty. Poza tym cieszę się, kiedy ludzie odbierają to, jaki rodzaj muzyki żeglarskiej chcemy im przekazać. Myślę też o tym, kiedy ktoś podejdzie i poprosi o nasz autorski utwór "Me Mazury", którym przeważnie kończymy występy.

- Załoga Dr. Bryga to Twoja druga rodzina? Od kiedy istnieje?
- Tak śmiało można to nazwać, chociaż główny skład to: Agnieszka, Michał i ja od początku. Mieliśmy przez te lata wielu muzyków. Najczęściej jednak zmieniał się perkusista, ale wynikało to generalnie bardziej z personalnych powodów, niżeli z tego, że nie umiał grać. Załoga Dr. Bryga powstała w 2005 roku, kiedy to pogrywaliśmy weekendowo z Michałem, który był moim sąsiadem, u mnie w garażu.
Pewnego dnia powstał pomysł, aby coś regionalnego sklecić. I udało się. Początki Załogi to istne tony grań. W miarę upływu lat liczba koncertów spada, wypierają nas soliści, Dj-e, a i sami musimy często grać w składzie dwu-, trzyosobowym. Szkoda... tęskno mi za tymi pękającymi w szwach tawernami i mnóstwem ludzi znających pieśni żeglarskie.

- Kłócicie się w zespole?
- Jak w każdej rodzinie.. Powstają czasem kłótnie, ale na szczęście rozwiązujemy spory od razu, stawiamy kawę na ławę i zamykamy temat. Generalnie w obecnym składzie pracuje się bardzo dobrze.

- Zamiłowanie do muzyki miałeś od dziecka?
- Tak, zdecydowanie to jest zamiłowanie od najmłodszych lat. Pierwszy konkurs wygrałem, będąc w przedszkolu, śpiewając na scenie byłego giżyckiego kina, wtedy MDK-u. Śpiewałem utwór "Idzie niebo ciemną nocą", za co wygrałem rakietę do tenisa większą wtedy ode mnie.

Rodzice naciskali, żebym szedł jako dziecko do szkoły muzycznej, ale nigdy nie chciałem. Dopiero pani Agata, nauczycielka muzyki w szkole podstawowej (6 klasa), namówiła mnie na przesłuchania na zasadzie "Idź, nic cię to nie boli". Poszedłem zatem, udało się zebrać punkty i trafić do wymarzonej klasy saksofonu (żałuję teraz, że nie klarnetu - grałbym na obu, a odwrotnie jest nieco gorzej). Jak już zdałem, to zostałem i skończyłem szkołę muzyczną, będąc w ogólniaku.

- Doba ma 24 godziny, gdyby brakowało Ci czasu i musiałbyś z czegoś rezygnować, umiałbyś wybrać?
- To trudne pytanie i nie chcę takich. W tym momencie chyba nie chciałbym jednak rezygnować z latania, a to dlatego, że mam je głównie tylko przez sześć, siedem miesięcy w roku, a później tylko doraźnie. Z muzyką jestem cały czas... Ale nieee, jednak nie... Wydłużyłbym dobę

- A może masz jeszcze inne talenty, o których nie wszyscy wiedzą?
- Mogę pochwalić się moim osiągnięciem, które kosztowało mnie dużo pracy i czasu. Mianowicie zrobiłem uprawnienia instruktora oraz założyłem szkołę i mogę przygotować osobę do egzaminu państwowego na uzyskanie uprawnienia podstawowego niezbędnego do pilotażu motolotni. Mam niestety mało czasu na to, ale mogę dać chociażby możliwość spróbowania swoich sił na moim miejscu - miejscu pilota, ponieważ motolotnia przystosowana jest do lotów szkolnych i mam nad nią władzę również z drugiego fotela.

Mówię o tym jako o talencie, bo szczerze mówiąc nie wierzyłem wcześniej w siebie, że podołam, bo to naprawdę dużo pracy i ogrom nowej wiedzy do przyswojenia, której część później należy przekazać przyszłemu pilotowi. Kłaniam się w tym miejscu w stronę pilotów liniowych, bo tam procedur jest cała masa.

- Potrafisz czasem usiąść i nie robić nic?
- Oczywiście. Po to mam czas posezonowy - październik - marzec/kwiecień. Ten rok to nieco inne, właściwie zupełnie inne spędzanie wolnego czasu, ponieważ na świecie pojawił się potomek, odnajduję się więc w nowej roli, roli ojca.
Zuzanna Ołdakowska

Fot. Arch. prywatne Dominika Kaźmierczaka

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5