Nowy dom to spełnienie ich marzeń

2019-10-11 17:00:00(ost. akt: 2019-10-11 13:20:41)
Pani Anna z synem Rafałem w wyremontowanej kuchni

Pani Anna z synem Rafałem w wyremontowanej kuchni

Autor zdjęcia: Zuzanna Ołdakowska

Pani Anna z nieukrywanym smutkiem opowiada swoją historię. Życie dość mocno ją doświadczyło. Do tego warunki, w których mieszkała z siedmioletnim synem były okropne. Od czerwca jej życie zmieniło się na lepsze. Ma "swój nowy dom".
W czerwcu do Jagodnego Małego (gmina Miłki) przyjechała ekipa programu "Nasz nowy dom" telewizji Polsat. Choć prace na miejscu trwały zaledwie pięć dni, to po tym czasie mieszkanie pani Ani Smurzyńskiej i jej syna Rafała zyskało zupełnie nowy wygląd. Przede wszystkim nie ma w nim zagrzybienia i wilgoci.

Pani Ania w Jagodnym Małym mieszkała z rodzicami i synem. We wrześniu ubiegłego roku zmarł tata pani Ani, sześć tygodni później odeszła mama. Jednocześnie chorował Rafał. To był bardzo trudny czas w życiu młodej kobiety.
Rafał ma siedem lat. Urodził się jako wcześniak, w szóstym miesiącu ciąży. Miał problem z płucami i wylew trzeciego stopnia. Chłopiec w szpitalu spędził pierwsze dwa miesiące życia. Gdy miał trzy lata, od rodziny odszedł mąż pani Ani. Od tego czasu mogła liczyć wyłącznie na pomoc i wsparcie rodziców.

— Mama w ostatnich dniach życia ciągle przypominała, żebym zajmowała się Rafałem, nie oglądała się na nią — wspomina wzruszona pani Ania.
Po rodzicach w domu została cisza. Tęsknota za nimi doskwiera 29-latce najmocniej, mimo że już po śmierci rodziców dowiedziała się, że była adoptowana.
Teraz pani Ania z Rafałem dzielnie stawia czoło rzeczywistości. Pierwszym krokiem do lepszego, wymarzonego jutra był remont mieszkania. Do tej pory było w nim mnóstwo wilgoci, grzyb. Warunki były naprawdę ciężkie.

— Rafał na pewno przez tę wilgoć ciągle chorował, przynajmniej raz w miesiącu — opowiada młoda kobieta. — A na jego zdrowiu zależy mi najbardziej. Poza tym piec w mieszkaniu był nieszczelny, bałam się zaczadzenia, ciągle było tu dużo dymu. Kleiłam piec sama, ale to niewiele pomagało, wciąż było zimno.
Mimo to kobieta nie myślała o wyprowadzce.
— Jestem związana z tym miejscem, mam dużo wspomnień, myśli o rodzicach — mówi. — Tacie tutaj tak bardzo się podobało, ze względu na wodę wybrał to miejsce.

Annę Smurzyńską do udziału z programie "Nasz nowy dom" zgłosiły pracownice Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Miłkach.
— Pani Ania zgłosiła się do nas po śmierci rodziców — opowiada Joanna Boncik, asystent rodziny z GOPS w Miłkach. — Pojechałyśmy do niej do Jagodnego zobaczyć w jakich warunkach mieszka z synkiem. Jako pracownice GOPS-u nie widziałyśmy możliwości pomocy rodzinie, a choćby z uwagi na częste choroby Rafała, była ona niezbędna. Tak zrodził się pomysł zgłoszenia pani Ani do programu.

Pracownice GOPS-u, gromadząc komplet dokumentów niezbędnych do zgłoszenia rodziny do udziału w programie Polsatu, opisując historię kobiety, warunki w jakich żyje, zbierając zdjęcia, wywiad, wykroczyły poza swoje służbowe obowiązki. Dało to rodzinie z Jagodnego szansę na lepszą codzienność.
— To taka zwykła, ludzka chęć pomocy drugiemu człowiekowi — mówi Joanna Boncik. — I duża radość z tego, że się udało. Bo warunków, jakie rodzina ma teraz, nawet nie da się porównać do tych, które były wcześniej. To całkiem nowe mieszkanie, nowe, bezpieczniejsze życie.

Ekipa remontowa, która weszła do mieszkania, zaskakując kompletnie rodzinę, zastała nieszczelne okna, stare piece i mnóstwo pleśni. Uporanie się z tym wszystkim nie było proste, ale udało się. W czasie remontu mama z synem wypoczywali w Hotelu Robert's Port w Starych Sadach nad Tałtami. To był pierwszy taki beztroski wyjazd pani Ani i Rafała.
— Kogo byłoby na to stać... — zastanawia się pani Ania. — Nie było łatwo biegać za Rafałkiem z góry na dół i z powrotem, bo on ciągle chciał się kąpać w basenie, ale było super. Zrobiono mi nową fryzurę, zadbano o rozrywki Rafałka. Bardzo dobrze będziemy wspominać pobyt w hotelu.

Z byłym mężem, który pochodzi z Małopolski, pani Ania była w jego rodzinnych stronach kilka razy. Więcej nigdzie dalej nie wyjeżdżała. Ani ona, ani Rafał.
Kobiecie trudno było uwierzyć, że uda się wykonać remont jej mieszkania w zaledwie pięć dni.
— Mówili mi ludzie, że to tylko tak wygląda, tak mówią w telewizji, a faktycznie remontują nawet trzy tygodnie — przyznaje. — A po tych kilku dniach mamy zupełnie nowy dom. To spełnienie moich marzeń.
Lokal zyskał zgoła odmienny wygląd. Całe mieszkanie ogrzewa kominek. Nowe są wszystkie meble, telewizor, sprzęty agd i rtv. Wstawiono również nowe okna, osuszono i wymalowano ściany i sufity, ułożono panele, położono tapety, kafelki i wiele, wiele więcej. Teraz, żeby nagrzać wodę, nie trzeba palić w piecu.
— Myślę, że całe społeczeństwo naszej gminy jest zadowolone z tego, że pani Ania wróci do bezpiecznego domu — mówił w programie Bogdan Piórkowski z OSP Miłki.

Ekipa Ochotniczej Straży Pożarnej z Miłek pomogła uporządkować po remoncie mieszkanie, klatkę schodową, podwórze.
Rodzina lubi swoje jasne, czyste mieszkanie.
— Najbardziej cieszy mnie pokój Rafałka i łazienka, w której było najgorzej — przyznaje kobieta.
— Jak wszedłem do mieszkania, to pomyślałem, że jest fajnie — mówił przed kamerami chłopiec.
— Pierwsza myśl była taka, że to nie nasze mieszkanie, jakby się do obcego domu wchodziło — uśmiecha się pani Ania. — Zobaczyć tak odmienione mieszkanie, to był szok. Bardzo dużo się zmieniło, żyje się nam lepiej.

Zuzanna Ołdakowska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5