Zawsze mam bagażnik pełen darów

2019-04-27 09:00:00(ost. akt: 2019-05-02 12:10:25)
Mama Joanny Sudak z Giżycka często wyciągała do innych pomocą dłoń. Gdy sama, ciężko chorując, walczyła o życie, jej też pomocy nie odmawiano. Dziś córka, pełna altruizmu wyniesionego z domu, sama organizuje akcje charytatywne i zbiórki.
Mama tak mnie wychowała — mówi Joanna Sudak. — Była człowiekiem, który pomagał innym. Była, bo już nie żyje, zmarła półtora roku temu. Mieszkaliśmy na sześćdziesięciu metrach: rodzice, ja z siostrą i przysposobiony przez mamę jej młodszy brat. Mama była wychowanką domu dziecka. Kiedyś spotkała na ulicy mężczyznę, którym w dzieciństwie opiekowała się w placówce. Był głodny, więc przygarnęła go. Mieszkał z nami ponad rok. Nasz dom zawsze był otwarty, mama nigdy pomocy nie odmówiła. Taka była moja mama Anna Weitz i dla mnie taka postawa jest zupełnie naturalna. Ja tę potrzebę pomocy innym wyniosłam z domu.


Mając kilkanaście lat Joanna udała się do Domu Pomocy Społecznej z zamiarem zostania wolontariuszką. Próbowała również pomagać w schronisku dla bezdomnych zwierząt, ale nie podołała, wszystkie psy chciała zabrać do domu. Na dom dziecka była z kolei za mała. W DPS-ie była wolontariuszką wiele lat, później przez jakiś czas tam pracowała, zatrudniona była też jakiś czas w DPS-ie w Szczytnie. Całe jej życie od wielu lat kręci się wokół pomagania innym. Gdy poświeciła się wychowywaniu córki, nie była czynna zawodowo, jednak działać na rzecz innych nie przestała. Jak mówi — łączy ludzi. Tych, którzy chcą coś ofiarować, z tymi, którzy pomocy potrzebują.


Pierwszą bardziej formalną zbiórkę zorganizowała kilka lat temu na rzecz koleżanki cioci. Zakończyła się powodzeniem, po niej zrodziły się następne i kolejne. Okazało się, że wspaniałym skupiskiem darczyńców jest funkcjonująca w medium społecznościowym grupa "Giżyckie mamy". Wystarczyło nieśmiało rzucić hasło i już było mnóstwo chętnych do pomocy, wsparcia, oddania jakiś rzeczy, nawet kupienia żywności. Z przyzwoleniem na zamieszczania informacji o potrzebujących i dużym wsparciem przyszła Karolina Lipka, administratorka grupy. Inni przyklasnęli.


— Odzew przerósł nasze najśmielsze oczekiwania, jeździłam od domu do domu, zbierając dary, by później je przekazać potrzebującym — opowiada Asia. — Dzieci często jeżdżą ze mną, uczestniczą w tym. Gdy trzeba było, na przykład w akcji pomocy pogorzelcom, córka bez wahania dzieliła się swoimi rzeczami.


Nie jest tak, że osoba w trudnej sytuacji sama się zgłasza. Ludzie w trudnej sytuacji materialnej często wstydzą się prosić o pomoc. Zazwyczaj fakt, iż czegoś im potrzeba zgłaszają sąsiedzi, znajomi. Swoją cegiełkę do pomocy dorzucają również pracownicy MOPS-u i GOPS-u w Giżycku. Tak było na przykład podczas bożonarodzeniowej akcji przygotowywania prezentów dla starszych samotnych osób, która zainicjowała Ewa Pilch-Pali z GOPS-u. Tu dziewczyny działały we cztery: Joanna Sudak, Olga Uminowicz, Magda Strzelińska i właśnie pani Ewa. Seniorów, którym chciały sprawić przedświąteczną radość było około trzydziestu.
Każdy z nich, dzięki pomocy pracowników socjalnych, dostał paczkę pełną nowych rzeczy. Wśród nich były kapcie, koce, skarpety, ręczniki, szlafroki, świece zapachowe, czekoladki, herbaty i inne rzeczy spożywcze.


Poza takimi przedsięwzięciami zdarzają się sytuacje losowe, jak na przykład pożar, kiedy rodziny tracą wszystko.
— Kiedyś ogłosiłam zbiórkę na rzecz takiej rodziny i darów w moment zebrało się tyle, że nie mieliśmy, gdzie tego trzymać — wspomina. — Ludzie są wspaniali i bardzo hojni, oddają wszystko. Meble, również te kuchenne w bardzo dobrym stanie, pralki, telewizory, ubrania, żywność. Czasem nie mam potrzebujących, ale wiem, że za chwilę się pojawią, więc niektóre rzeczy przetrzymuję w garażu. Ciągle też mam zapakowany samochód. Dziś na przykład, poza pełnym bagażnikiem, mam paczkę z żywnością, na którą ktoś czeka Te wszystkie rzeczy darczyńcy mogliby sprzedać, zarobić, a jednak wiele osób woli kogoś wesprzeć takim gestem. To buduje wiarę w dobro człowieka. To giżyckie pomaganie rozrosło się do tego stopnia, że gdy ktoś ma coś w dobrym stanie na zbyciu, na przykład wymienia meble, dzwoni, pisze do mnie i pyta czy nie mam jakiś podopiecznych, którym by się to przydało.


Dla Joanny takie akcje to także odskocznia od problemów osobistych. Samotnie wychowuje dwoje dzieci. Niedawno podjęła pracę. I mimo że doba cały czas trwa tyle samo, to wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Dzieci nie narzekają, że mama tyle czasu poświęca innym, i tak wiedzą, że one są najważniejsze. Poza tym też lubią jeździć z mamą na zbiórki, zwłaszcza tam, gdzie są inne dzieci.

Aktualnie nasza bohaterka prowadzi zbiórkę dla pani Jolanty, która sama poprosiła o pomoc. Nie dość, że jest niepełnosprawna, jej bliscy także są niepełnosprawni, to jeszcze zachorowała na raka.
— Robię teraz wszystko, by ułatwić jej codzienność, choćby dostarczając paczki spożywcze — mówi. — Wiem, jak bardzo kosztowne jest leczenie, przeżyłyśmy to z mamą.
Z.O.

Fot. Arch. prywatne

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5