"Rekin" należał do najpiękniejszych jachtów na jeziorach

2017-03-09 17:00:00(ost. akt: 2017-03-09 11:37:33)
Sławomir Kędzierski

Sławomir Kędzierski

„Rekin” – jacht "Christine|" z filmu Romana Polańskiego "Nóż w wodzie" – mimo upływu lat istnieje, ale trudno o nim powiedzieć, że ma się dobrze.
Kadłub żaglówki spoczywa na „kozłach” w hangarze Międzynarodowego Centrum Żeglarstwa i Turystyki Wodnej (d. Almatur) w Giżycku. Od dawna tego hangaru nie opuszcza. Kiedy "grał" w filmie „Nóż w wodzie” (premiera filmu miała miejsce dokładnie 9 marca 55 lat temu), należał do najpiękniejszych jachtów na naszych jeziorach. Powierzano go tylko doświadczonym sternikom, bo nie wszędzie – ze względu na duże zanurzenie - można było nim pływać. Właściwie nie opuszczał północnych jezior.

Co do pochodzenia jachtu czyli stoczni, w której został wykonany – nie ma informacji. Przed 1945 rokiem cumował na jeziorze Święcajty w Ogonkach, w tartaku Georga Teppera. Stamtąd trafił do obecnego Centralnego Ośrodka Sportu. Tutaj pływał wiele lat i tu wypatrzyła go ekipa filmowa Romana Polańskiego. Była to jednostka kilowa, z ożaglowaniem bermudzkim, o konstrukcji drewnianej. Po latach służby w COS jacht został przekazany do szkolenia studentów w Almaturze. I do dziś w tym ośrodku jest. Tyle, że już nie pływa, a „przechowywany” jest w jednym z hangarów.

- „Rekin” zanim trafił do filmu, miał kadłub robiony pod lakier – mówi Mieczysław Konarzewski, giżycczanin, żeglarz. – Na filmowe potrzeby Polańskiego został przemalowany na biało. I tak zostało na wiele lat, aż w końcu ktoś wpadł na pomysł położenia laminatu na kadłub. Szkutnik zrobił to niefachowo i doprowadziło to do znacznego uszkodzenia kadłuba. Woda dostawała się między drewno i laminat, a nie miała odpływu. W takich warunkach poszycie kadłuba musiało gnić. Laminat w końcu został usunięty, ale uszkodzenia były znaczne.

O jachcie krąży wiele opowieści. A to, że przed 1945 rokiem należał do Hermanna Goeringa, ministra lotnictwa Rzeszy, dowódcy Luftwaffe, co jest mało prawdopodobne. Natomiast po wojnie miał służyć dygnitarzom PZPR, czego wykluczyć nie można, ale raczej jako ciekawostka na rejs w pogodny dzień przy okazji "gospodarskich" wizyt na Mazurach. Na pewno przez wiele lat po II wojnie światowej jego portem był obecny ośrodek COS, a następnie Almatur, w którym jest do dziś. Z czynnej służby wyeliminowały go wysokie koszty utrzymania i kilowa konstrukcja, która na płytkich jeziorach nie sprawdza się.

GG

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5